czwartek, 24 września 2015

Scream Queens

Niedawno, a dokładnie... (poczekajcie, sprawdzę) 22 września, premierę miał serial Scream Queens. Mam wrażenie, że opisuję ostatnio same produkcje Ryana Murphy'ego. No trudno. Przyzwyczajcie się, bo nie jest to ostatni serial tego gościa, który opisuję.

Scream Queens to połączenie komedii i horroru, więc w niektórych momentach nie mam pojęcia, czy się śmiać, płakać, czy może nawet krzyczeć. W dodatku ta obsada. Wywołuje u mnie takie same emocje, jak sama fabuła. W jednym serialu upchnięto Nicka Jonasa, Arianę Grande, Leę Michell, Keke Palmers, Emmę Roberts i jeszcze kilka osób, które kojarzę, ale wiem skąd. Takie zestawienie aktorów z lekka skojarzyło mi się z plejadą gwiazd Disneya i Nickelodeon. Oczywiście nie czepiam się tego, bo każdy chcę się wyrwać z pęt bajek dla dzieci (popatrzmy na przyklad na taką Miley Cyrus xd), ale trochę mi się mordka śmieje, gdy widzę ich razem.

Głównym wątkiem jest fala morderstw na amerykańskim kampusie. (Tak szczerze, to mam wątpliwości, czy ktokolwiek umarł, ale ciii.) Mimo że wszędzie wieje groteską, to bardzo miło się ogląda Scream Queens. Pomysł też jest ciekawy. Na razie trzyma w napięciu. Jestem ciekawa, kto kryje się pod maską tego czerwonego diabła.

Moim pierwszym skojarzeniem po obejrzeniu pierwszego odcinka był Straszny Film. Jest to jedyny film, przy którym potrafię popłakać się ze śmiechu. W Scream Queens też było kilka genialnych momentów. Opiszę je potem, żeby nikomu nie zaspojlerować.

Tutaj macie zwiastun, bo moje "gadanie" może wcale nie przekonywać, chociaż mój zamiar był odwrotny. Niestety znalazłam tylko angielską wersję, więc jeśli ktoś miałby trailer z napisami czy coś, to podrzućcie mi linka :)


Napiszę to w środku, bo niżej będzie kilka spojlerów: oglądaliście już Scream Queens? Jeśli tak, to chcę poznać wasze opinie! Jestem bardzo ciekawa, co wy sądzicie o tym serialu. Wszystkich zainteresowanych zapraszam do grupy Scream Queens Polska, w której będziecie mogli na bieżąco śledzić nowinki oraz znajdziecie linki do najnowszych odcinków ;)

Ogólnie, serial wywarł na mnie dobre pierwsze wrażenie i serdecznie polecam osobom, które lubią dreszczyk emocji, a także sporą dawkę humoru!

Ps. Przepraszam, że raz zwracam się tylko do dziewczyn, a czasami do wszystkich, ale nie mam pojęcia, czy tego bloga czyta jakiś chłopak i w trakcie wychodzi właśnie coś takiego. Gdy jakiś kawaler postanowi się określić, to ja też się przystosuję :)

NIE CZYTAJ DALEJ, JEŚLI NIE CHCESZ SPOJLERÓW!!!

środa, 16 września 2015

Plusy i minusy siedzenia w domu

Tego posta zacznę jednym, mądrym zdaniem. Kto twierdzi, że sztuką jest przemieszczanie się z gipsem, chyba jeszcze nigdy nie próbował się z nim umyć. Do takich refleksji natchnęło mnie wczoraj, gdy prawie wpadłam do wanny. Podziwiam więc wszystkich biegłych w takiej akrobatyce!

A teraz na poważnie. Witam w kolejnym poście z mojej pseudoserii "Z pamiętnika kaleki"! Mam wrażenie, że przypomina to nasze kochane Pierdolenie o Szopenie (do którego serdecznie zapraszam!), ale dla niepoznaki zmieniłam nazwę xD Żeby nie było, że plagiat. Bo gdyby ta Wariatka mnie dorwała... Nie byłoby kolorowo. To znaczy, byłoby. Ale na ścianie. Wszystkie odcienie czerwieni. 

Kto nie chciałby siedzieć w domu przez dwa tygodnie, gdy reszta twoich przyjaciół chodzi do szkoły? Przecież ominie nas tyle kartkówek, sprawdzianów, prac domowych! Nie będzie tego nieznośnego szumu z korytarza. Nie trzeba wcześnie wstawać i ma się tyle czasu na własne zachcianki... 
Ale tak na prawdę jest to najgorsze zło, jakie może się przydarzyć. Wszystko prace pisemne i tak trzeba nadrobić, a notatki same się nie przepiszą. W dodatku ucieka nam sam początek materiału, a jak tego się nie zrozumie, to od razu można sobie krzyżyk postawić. W dodatku ucieka tyle fajnych akcji w szkole! Niedługo mają być robione zdjęcia klasowe (akurat dobrze, że mnie nie ma, bo nienawidzę fotek) i trzydniowa wycieczka integracyjna, na którą bardzo chciałam jechać, ale odbywa się w dzień, gdy mam mieć zdejmowany gips. Niestety. 

W dodatku co zrobić z tą nudą? Próbuję wszystkiego, na co mogę sobie pozwolić (czyli niewiele rzeczy), ale i tak po 10 minutach tracę zainteresowanie. Od kilku dni marzyłam o zagraniu na konsoli w Call of Duty (nie wiem, co we mnie wstąpiło xD), ale ledwo włączyłam grę, już mi się odechciało. 
Tak samo z książkami. Czytam kilka stron i stwierdzam, że tekst w ogóle do mnie nie trafia. Chyba tyko ratuje mnie muzyka.

A co do muzyki: zakochałam się w tej piosence. Mogę  jej słuchać na okrągło. Ma w sobie coś takiego magicznego, że można się rozpłynąć... Znacie piosenki w podobnym klimacie? 


Na sam koniec mam do was pytanie. Co można zrobić samemu w domu, mając gips na nodze? Bo niedługo zwariuję. A to dopiero zaledwie dwa dni! Help! 

wtorek, 15 września 2015

Z pamiętnika kaleki

Z racji tego, że wczoraj okazało się, że jestem życiową porażką i skręciłam sobie stopę (tak, ja też wcześniej nie wiedziałam, że tak się da), mam teraz masę wolnego czasu. Na szczęście przypomniałam sobie, że przecież prowadzę bloga, więc spożytkuję swoją całą energię tutaj!

Uświadomiłam sobie, że całe wakacje gadałyśmy o tym, że niedługo idziemy do nowej szkoły itd., a gdy nadszedł wrzesień, nie napisałyśmy ani słowa o naszych pierwszych wrażeniach. Muszę przyznać, że nasze obawy były bezpodstawne. Klasę ogólnie odbieram pozytywnie, a nauczycie są tacy, jacy powinni, czyli wymagają, ale w ten dobry sposób. Mam nadzieję, że Fey zgodzi się z moim zdaniem.
Wydaje mi się, że Dużej (znanej od niedawna jako Wariatka) także podoba się jej szkoła. Cóż, mnie by się podobała. Mam nadzieję, że także napisze coś o swoich wrażeniach!

Minęło trochę czasu, a ja wciąż nie umiem przestawić się na bycie licealistką. W ogóle tego nie czuję. Fakt, nowa szkoła, ale dalej, gdy opowiadam, że w "szkole wcześniej", to mam na myśli podstawówkę, a nie gimnazjum. Często zdarza mi się nawet palnąć gafę w rozmowie. Mam jednak nadzieję, że to szybko minie!
Wam też tyle zajęło przestawienie się? Bo zaczynam się o siebie martwić.

Oczywiście swoje pierwsze kieszonkowe musiałam wydać w pierwszym dniu szkoły. Całkiem niedaleko mamy Biedronkę. A Biedronka słynie z tanich książek w wersji kieszonkowej, więc gdy zauważyłam książkę o tytule Policja, stwierdziłam, że muszę ją mieć, chociażby ze względu na tytuł. W dodatku autorem jest Jo Nesbø, o którym dosyć często ostatnio słyszałam.
Jak się potem okazało, jest to dziesiąty tom serii, ale i tak mam zamiar to przeczytać (jestem już w trakcie),  potem sięgnę za resztę.
Ktoś z was może czytał ten kryminał? Polecacie czy niekoniecznie?

Mam nadzieję, że jutro także coś napiszę. 18 września powinien pojawić się post Fey, ale znając życie, znowu zapomni. W każdym razie, będę ją męczyć, żeby to napisała.

Ten post jest wstępem do mojej serii "Z pamiętnika kaleki", więc zaglądajcie! Dobra, żartuję. Nie będzie takiej serii, ale posty będą się częściej pojawiać!
Dlatego serdecznie zapraszam do lajkowania naszej stronki na facebooku. Linka znajdziecie z prawej strony (mam na myśli ten śliczny czerwony prostokącik). Będziecie wtedy na bieżąco!

Ps. Kotki, motywacja!

Pps. Wiadomość od Wariatki: ma focha, ponieważ ostatnio się spięła i napisała nowego posta, a nikt nawet nie skomentował! Grozi mi, że przestanie pisać!

poniedziałek, 7 września 2015

American Horror Story

Za American Horror Story wzięłam się całkiem niedawno, chociaż słyszałam o tym dosyć długo. Nawet kilka osób ze starej klasy (pozdrawiam!) mi to polecało, więc w końcu zdecydowałam się. 

Zdecydowałam, że opiszę, zrecenzuję osobno wszystkie sezony, bo (uwaga, nieznający!) każdy opowiada osobną historię, ale aktorzy się powtarzają, dzięki czemu uzyskano świetny efekt Déjà vu. Według mnie to bardzo ciekawy pomysł. Wcześniej nawet bym nie wpadła, że coś takiego można zrobić. 

A więc, pierwszy sezon opowiada o rodzinie, która przeprowadziła się do nowego domu. Oczywiście nie poinformowano ich wcześniej, że jest on nawiedzony, a wewnątrz dokonano naprawdę wielu morderstw. 
Ich sąsiadką została Constance - nieco dziwna, już trochę starsza, kobieta, która wychowywała swoją krnąbrną córkę. 
Powodem przeprowadzki była zdrada Bena oraz poronienie Vivien. Razem że swoją nastoletnią córką, Violet, postanowili zacząć życie od nowa. 

Nie będę ukrywać, że American Horror Story czasami mnie przerażało, albo wręcz niepokoiło. Inaczej nie umiem tego określić. Jeśli wcześniej bałam się piwnic, to teraz mój strach wyszedł poza skalę. Naprawdę. 
W dodatku te wszystkie duchy... Brr... Nie lubię duchów. Ale jeszcze bardziej zombie. (I tak jak zwykle, zaczynam się coraz bardziej oddalać od głównego tematu, tym razem, na rzecz martwych, gnijących ludzi... Ohyda.)

Poza tym, ile tam było muzycznych perełek! Niektórych piosenek mogłabym słuchać do końca życia. Naprawdę.
Nie będę ich tutaj wszystkich wypisywać, a tym bardziej wklejać filmików z youtube, bo pisałabym tego posta nie wiem ile, ale dla zainteresowanych, tutaj macie cały soundtrack

Zawsze mam problem z opisywanie książek, seriali, filmów, itd., bo nigdy nie wiem, jak dużo mogę zdradzić fabuły, żeby nie zdradzić zbyt wiele, tylko zachęcić do poznania reszty.  
Liczę więc na wasze komentarze! Jeśli uważacie, że mogę zdradzić trochę więcej, to śmiało piszcie. 
Jeśli już znacie ten serial, to liczę na wasze zdanie. Jestem ciekawa, czy wam też się podoba. 
Poza tym, co sądzicie o nowej serii? Ciekawa, czy oklepana?

piątek, 4 września 2015

Powrót w wielkim stylu

Hej miśki!
Po wakacjach wracam do Was z nowym Pierdoleniem o Szopenie. Mam w planach napisanie recenzji pewnej książki, którą przeczytałam w wakacje, ale cierpliwości. Narazie muszę napisać o czymś, co działo się chwilkę temu. Mianowicie o obozie sportowym.
Jak już pewnie wiecie 1 września oficjalnie rozpoczęłam naukę w szkole sportowej. Otóż wcześniej spędziłam jakieś 10 dni w Pobierowie wraz z innymi siatkarkami z wyżej wymienionej szkoły. Co w tym takiego wyjątkowego? Już mówię!
Pierwsza sprawa: jazda pociągiem. Niby podróż samochodem wygoda, bo sam wybierasz trasę, godziny, częstotliwość postojów i tego typu rzeczy. Jeżeli komuś z Was nadarzy się okazja do dłuższej jazdy tym środkiem transportu - niech zaklepie sobie podłogę! Możecie mi nie wierzyć, ale jadąc ośmioosobową grupą w przedziale, dwie osoby na podłodze mają najwygodniej. Polecam!
Druga sprawa: obóz sportowy - zbiorowisko dresiarzy! Szykując się na wyjazd, spakowałam mnóstwo koszulek, szortów i ciuchów nadających się na wyjście na miasto czy coś w ten deseń. Myślałam, że będę musiała się spoko ubierać, codziennie malować itp. Nic bardziej mylnego! (W tym miejscu przypadkowo pojawił się mój plan dnia). Na śniadanie o 7.45 wszystkie schodziłyśmy w strojach sportowych, gotowe na trening. Po powrocie ze śniadania miałyśmy chwilkę odpoczynku żeby nie zabrudzić podłogi na hali (czyli po prostu się nie pożygać), a o 8.30 maszerowałyśmy na halę z butami sportowymi i butelkami z wodą w rękach. Widok kilkunastu dziewczyn, które normalnie przejmowałyby się wyglądem, w skarpetkach i japonkach był pewnie dziwny dla przechodniów, ale uznajmy, że takie rzeczy się sportowcom wybacza. Po dwugodzinnym treningu wracałyśmy do pokoju żeby się wykąpać i (chyba się nie domyślicie!) przebrać w dres. Przed pierwszą schodziłyśmy na obiad, a później zachowywałyśmy się troszkę bardziej, jak normalne nastolatki. Mianowicie ubierałyśmy się, jak na osoby w naszym wieku przystało, robiłyśmy minimalny makijaż (w moim przypadku korektor na to, co mi się nie podoba, bo po co więcej? Po co się przemęczać?) i ruszałyśmy w miasto!
Najwięcej czasu I pieniędzy traciłyśmy w lodziarni Deserland, której hasłem głównym jest: "zrób se loda sam". Polegało to na tym, że między oddziałem, którym sprzedawano kawę, naleśniki, gofry  i tego typu rzeczy, a stanowiskiem, gdzie sprzedawano lody kręcone, było miejsce, gdzie samodzielnie nakładało się lody, owoce, polewy, posypki, żelki itp. (zacytuję Agę, a co mi tam: mam nadzieję że nie nadużywam dobroci Matki Boskiej Interpunkcyjnej, bo to było ciężkie zdanie xd). Na końcu kubeczek z deserem trzeba było położyć na wadze i zapłacić. Dawali też kolorowe łyżeczki!
Raz się żyje! Pochwalę się zdjęciem ze snapchata ;)
Wieczorkiem wracałyśmy na kolację, a potem znowu leciałyśmy na trening (spalałyśmy przynajmniej te nasze deserki, więc nie ma tego złego). Po powrocie miałyśmy siłę tylko na prysznic i praktycznie od razu szłyśmy spać. 
Kilka rad dla przyszłych lub sporadycznych sportowców (oraz nawet osób jadących na zwykłe kolonie):
Jadąc na obóz nie bierz tyle koszulek treningowych, ile dni lub mniej (jak to w moim przypadku było), bo plany wyprania sobie rzeczy nie zawsze wypalą. Poza tym kto by pomyślał, że na obozie SPORTOWYM, jak sama nazwa mówi, jest dużo SPORTU, co za tym idzie dwa treningi dziennie to raczej normalka. Ja wybrałam się na dziesięciodniowy obóz z sześcioma koszulkami, więc plany prania potroiły się z racji tego, że potrzebowałam dużo więcej koszulek, zabranie mini żelazka i czajnika to dobry pomysł! Nie mówię, że każdy ma zabrać, ale podzielcie się. Zawsze można od kogoś coś pożyczyć, a żelazko przyda się np. w sytuacji numer jeden: gdy będziemy musieli prać ciuchy! Moje mini żelazko miało branie i mimo, że troszkę kapało to wszyscy byli zadowoleni, bo jak to mówią: "mały, ale wariat"! Czajnik to dobrobyt, gdy musisz koniecznie zjeść zupkę chińską, bo kotlet na stołówce wygląda, jak przegląd mięsa z poprzedniego tygodnia. Jeśli tylko masz miejsce w torbie lub walizce zabierz: JEDZENIE. Czy to w podróży, czy w ciągu pobytu, a nawet kiedy wykończony po treningu zjadłbyś cokolwiek. Jedzenie zawsze się przyda, a jak wiadomo, w miejscowościach turystycznych ceny w sklepach są o wiele wyższe. Dziś robiąc zakupy w Lidlu wydałam 5 zł, a kupiłam tyle, że w sumie nie mogłam wcisnąć rogalika do końca. Była to miła odmiana po zakupach w Lewiatanie w Pobierowie, gdzie za produkty spożywcze płaciłyśmy minimum 9 zł.Tampony, podpaski, cokolwiek używasz, kup w domu żeby nie musieć stracić kupy kasy na takie pozorne bzdury, ale w sumie z drugiej strony "must have" xd i nie być zmuszonym do bycia obserwowanym przez miliony turystów i bardzo miłych kasjerów. Co jak co, ale obcy faceci nie muszą wiedzieć kiedy mamy okres i patrzeć na nas, gdy niecierpliwimy się w kasie i odbieramy resztę ze wzrokiem mówiącym: "szybciej chłopie, chyba że chcesz żebym tu przemokła i mój potop w majtkach opuścił obecną lokalizację"! (chyba mnie poniosło).
Napisałam ten post, bo chciałam podzielić się z Wami moimi przeżyciami z obozu. Drugim powodem był fakt, że przez całe wakacje nie napisałam żadnego posta (jak to się stało?), a poza tym ktoś się już w komentarzach upominał o Pierdolenie o Szopenie (dziękuję za motywację!).
Wydaje mi się, że ten post do zbyt ciekawych nie należy, ale najwyżej będę miała gotowe wypracowanie na pierwszą lekcję polskiego w liceum.
Nie zagłębiałam się zbytnio w szczegóły, bo po co mam pisać o osobach, których nie znacie, a poza tym możliwe, że te osoby niedługo odkryją tego bloga. Trzeba jednak napisać, że towarzystwo było bardzo fajne.
Myślę, że będę kończyć tego posta. Może coś z niego wyjdzie. Ale nawet jeśli nie, to miło było przeżyć to jeszcze raz, na nowo.
Nie wyjaśniłam Wam dlaczego, ale to nie ma większego znaczenia, chyba teraz powinnam się podpisywać: Wariatka albo Siatkarka z Przypadku. Co wolicie?
Na razie się żegnam.
Do napisania kochane koty!
Duża
Ps. Czy to, że żegnam się z Wami po każdym poście jest dziwne? Bo pewna osoba (nie mogę powiedzieć o kim mowa, ale tak w tajemnicy zdradzę Wam, że imię tego osobnika zaczyna się na "A", a kończy na "gnieszka" xd) powiedziała mi, że brzmi to tak jakbym się żegnała już na zawsze. Też tak sądzicie?

Zdjęcie na Instagramie 

wtorek, 1 września 2015

Pierwsze urodziny TCP!


Dzisiejszy post będzie wyjątkowy! A to tylko dlatego, że nasz blog obchodzi pierwsze urodziny! Jesteśmy niesamowicie zaskoczone, że tak szybko to minęło. Pomyślałyśmy, że możemy pokrótce przedstawić, ile zdążyłyśmy zrobić przez ten czas. 

Napisałyśmy 44 posty, łącznie z tym, a w wersjach roboczych jest jeszcze jakieś 14 notatek, które może kiedyś ujrzą światło dzienne. Może. Niektóre są tak denne, że aż same nie możemy uwierzyć, że je napisałyśmy. 
Chyba nie muszę mówić, który post zdobył najwięcej wyświetleń. Fani Nocnych Łowców okazali się dość liczną grupą. Natomiast najmniej chętnie czytanym postem był... No właśnie. Nie umiem sprawdzić. (Jeśli ktoś wie, to będę wdzięczna za wyjaśnienia!)   
Jeśli już mowa o wyświetleniach, to zdobyłyśmy ich  10358. Nie wiemy czy to dużo, albo mało, ale cieszymy się, że zdobyłyśmy kilka stałych czytelniczek, a to się liczy bardziej niż jakiś numerek.
Zdobyłyśmy także... 151 komentarzy, ale tak jak w przypadku wyświetleń, najbardziej liczą się dla nas te, które były pisane od serca. 

Mimo iż bloga założyłyśmy równy rok temu, to zanim doszłyśmy do miejsca, w którym Three Cats Project wygląda tak jak teraz, minęło sporo czasu. Dopiero po około pół roku posty zaczęły się pojawiać regularnie, ale i tak większość pisałyśmy na lekcjach informatyki.


Mamy dla was także niespodziankę! Niestety za bardzo świętowałyśmy rocznicę i nie zdążyłyśmy jej przygotować. Liczę na to, że pojawi się w najbliższym czasie. 
W sumie, niespodzianka będzie z jeszcze jednej okazji! Właśnie niedawno wybiło nam okrągłe dziesięć tysięcy wyświetleń! Mamy nadzieję, że za rok ta liczba będzie o wiele bardziej atrakcyjna!