wtorek, 30 czerwca 2015

Selah Sue

Hej!

Pewnie każdy z was kojarzy reklamę Kinder Bueno z wampirem i pewną wpadającą w ucho piosenką...

Tak przy okazji: piosenka nazywa się This World i można odsłuchać jej TUTAJ.

Niestety mało osób kojarzy piosenkarkę, która This World wykonuje. A szkoda. W dzisiejszym poście przybliżę wam troszkę postać tej artystki.

Źródło wywiadu: KLIK
A piosenkę wykonuje niejaka Selah Sue (właściwie Sanne Putseys) urodzona 3 maja 1989 roku w Leuven. Jest to belgijska piosenkarka i autorka tekstów. Nie miała ambicji by zostać piosenkarką. Wręcz przeciwnie - chciała zostać baleriną i od szóstego do dwunastego roku tańczyła. Natomiast w wieku piętnastu lat zaczęła komponować swoje własne piosenki i grać na gitarze akustycznej.

To ukształtowało brzmienie, z którego znana jest do dziś. Jest to mieszanka muzyki soul, hip-hop, funk i reggae.

W swoich tekstach Selah skupia się głównie na emocjach. Lubi je analizować. Piosenki tworzy w języku angielskim, ponieważ śpiewanie po niderlandzku nie brzmi dobrze.

Do tej pory zostały wydane jej dwa albumy: Selah Sue (2011) i Reason (2015).

Oba są dostępne do posłuchania na YouTube poniżej:




Źródło wywiadu: KLIK
Selah porównuje się do takich artystek jak Amy Winehouse czy Duffy. Z Amy wspólny ma na pewno mocny i lekko zachrypnięty głos, ale także długie włosy upięte w fantazyjną fryzurę.

Wokalistka przyznała, że jej pierwszy album był o tym, jak nauczyć się akceptować siebie, ponieważ było to dla niej trudne.

Dodała też, że nienawidziła chodzić na zakupy i aż do czternastego roku życia chodziła w ubraniach brata. Teraz oczywiście cieszą ją prezenty, które dostaje od Chanel, ale nie przeszkadza jej to w chodzeniu w ciuchach z H&M.





Spotkaliście się kiedyś z twórczością Selah? Co sądzicie o młodej artystce? 

niedziela, 28 czerwca 2015

Dziewczyna, która chciała zbyt wiele

Nadeszły wakacje, a więc także czas pt. "co ja mam teraz ze sobą zrobić". Wpadłyśmy więc na genialny pomysł. A mianowicie Książka na wakacje. Przecież nie ma niczego lepszego, niż opalanie się na plaży i czytanie czegoś ciekawego. Albo odpoczynek pod rozłożystym drzewem, na środku malowniczej polany, wśród trelów ptaków i śpiewu leśnego strumyka... No dobra, wyobraźnia mnie ponosi xD

Nie owijając w bawełnę, oto pierwsza z moich, naszych, propozycji.

Niedługo minie rok, odkąd dowiedziałam się o tej książce. Aż strach pomyśleć, że tak szybko to minęło. Caluteńki rok...

Ale wracając do głównego tematu tego postu, chciałam wam serdecznie polecić Dziewczynę, która chciała zbyt wiele. Książka spodobała mi się bardzo, bardzo. Może to sprawka ciekawej głównej bohaterki, Meg, albo... — I jak wam to teraz powiedzieć, żeby nie zdradzić zbytnio fabuły? — Albo chłopaka o imieniu John, który był policjantem. Dziewczyny, nie uważacie, że to niezwykły zbieg okoliczności? xD

Zazwyczaj nie sięgam po takie książki, bo jak to zawsze stwierdzam: "muszą być krew, pot i łzy", ale nie żałuję. Mimo że jest to całkowicie inny gatunek niż ten, który zazwyczaj czytam.

Może nie jest to najwyższej klasy literatura, lecz przyjemnie się ją czyta i miło wspomina. Jennifer Echols sprawnie opisuje wszystkie wydarzenia. W dodatku myśli głównej bohaterki często przyprawiały mnie o nagły atak śmiechu (chociaż to może być wina mojego specyficznego poczucia humoru xD).

Co do głównej bohaterki: Meg to krnąbrna nastolatka z niebieskimi włosami. Wszystko o czym marzy, to wyrwanie się do większego miasta, z dala od swoich rodziców, którzy byli dla niej nadopiekuńczy. No ale która nastolatka nie chce być oryginalna i samodzielna? Poza tym, wiadomo, jak to mówią: taki wiek, dziewczyna musi się wyszaleć. Może jednak jej zachowanie ma jakieś podłoże? Nie, nie zrobię wam żadnego spojlera. I jeśli same nie chcecie sobie go zrobić, lepiej nie wchodźcie na Lubimy Czytać, bo tam w opisie jest MEGA spojler, który niszczy element zaskoczenia, a przynajmniej frajdę przez kilkanaście, czy kilkadziesiąt stron. Przynajmniej mi prawie zniszczył. Na szczęście w porę przerwałam i nie zobaczyłam tego... Tzn., nie jest to jakaś straaasznie wstrząsająca wiadomość, ale lepiej odkryć to samemu.
No dobra, koniec z narzekaniem na spojlery. Przejdźmy znowu do treści książki. Ta, jasne. Zaraz znowu zacznę pisać o czymś innym :P
Za swoje przewinienia, siedemnastolatka musi jeździć przez tydzień w policyjnym radiowozie. (Cóż, dla mnie nie byłaby to kara ;P Jestem wręcz zakochana w mundurach i ogólnie służbie mundurowej, nie ważne jakiej, więc chyba zaczęłabym skakać z radości. Ale co ja się tam znam... xD)

I jak zwykle w takich momentach brakuje mi słów. Tzn., napisałabym coś jeszcze, ale miało być bez spojlerów, więc zadowolę się tylko cytatem z książki, jak dla mnie, jednym z najbardziej poruszających (czy coś w tym stylu ;P):


"Bo sztuka potrafi poruszyć ludzi, zmienić ich i sprawia, że nie krzywdzą innych i siebie. Sztuka to najbardziej efektywna forma komunikacji. Dzięki niej możesz podnieść kogoś na duchu i uświadomić ludziom, że w życiu chodzi o coś więcej niż o kolejną drogą brykę."

Śmiało mogę tą książkę dodać do listy moich ulubionych lektur. Mam nadzieję, że po nią sięgniecie. Byłoby mi też miło, gdybyście zostawiły jakiś komentarz o waszych wrażeniach nt. książki, a także ogólnie pomysłu na serię. Już dawno planowałyśmy coś takiego zrobić, ale jakoś brakowało czasu i motywacji.

niedziela, 21 czerwca 2015

Co może sprawić, że życie książkoholika stanie się prostsze?

Chyba każdy porządny maniak książek w końcu zaczyna się gubić w "świecie literatury".
Nie raz i nie dwa zakładałam zeszyty, teczki itd. z tytułami książek, które przeczytałam bądź mam zamiar przeczytać. Niestety nie szło mi z tym dobrze. Pewnego dnia przemiła pani w bibliotece powiedziała mi o pewnej stronce (zabijcie mnie, nie pamiętam tytułu), na której można było dodawać recenzje i porządkować księgozbiory. Ale czegoś mi tam brakowało. Postanowiłam więc poszukać czegoś, co zapchałoby tą dużą dziurę.
I tak trafiłam na Lubimy Czytać. Moje życie stało się wtedy o niebo łatwiejsze :P I, tak, zdaję sobie sprawę, że ten post wygląda tak, jakby mi za niego zapłacili. Niestety nie dostałam nawet złamanego grosza.
Co mogę jeszcze powiedzieć? Przepraszam, napisać. Oczywiście każda z nas ma tam konto, które możecie na bieżąco obserwować. Nie wiem jak reszta Kotek, ale ja aktualizuję swoje konto cały czas. All day, all night... No może nie dosłownie, ale... 
Tutaj, albo pod postem, macie linki do naszych kont:
  • Aga (czyli ja, jakby ktoś jeszcze nie wiedział xD)
  • Duża
  • Fey 
Wielkie dzięki, Fey, za przypomnienie, co to była za stronka xDD Biblionetka. Wcześniej nie potrafiłam sobie przypomnieć :P 
A więc, Biblionetka była spoko, ale jednak nie w moim guście. Dostałam nawet kod, który robił ze mnie V.I.Pa, ale przypomniałam sobie dzień przed końcem ważności. To był taki ból...
No dobrze, teraz następuje ta część, w której swoją niesamowitą siłą perswazji próbuję przekonać was do komentowania! A więc: jakie książki lubicie czytać? Co rozbawiło, albo wzruszyło was do łez? Albo po czym nie mogłyście spać przez tydzień, bo zakończenie zmiażdżyło was całkowicie? 

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Nigdy nie jest się za starym na oglądanie Disney'a



Do takiego tytułu posta zainspirował mnie mój brat. Który obecnie ma 26 lat, ale jako najmilszy brat na świecie (i to nie jest sarkazm!), nie śmieje się ze mnie, kiedy po raz kolejny widzi mnie w otoczeniu Pięknej i Bestii, Mulan, Króla Lwa czy innych klasycznych filmów animowanych. Wręcz przeciwnie, przysiada się do mnie i mówi, że następnym razem oglądamy Czarownicę. I rzeczywiście, po tygodniu czy dwóch zarwaliśmy noc na wymyślaniu głupich tekstów do scen tego filmu. 

- Zobaczymy się jeszcze?
- Tak, ukochany! Czekaj na mnie pod tym drzewem, na lewo od tego kwiatka, ale bardziej na prawo od tamtego głazu. O wschodzie słońca. Nie spóźnij się! 
Ale wracając do głównego tematu: myślę, że filmy animowane Disney'a można odkryć w każdym wieku. Kiedy byłam dzieckiem bardzo mi się podobały. A któremu dziecku nie? No bo przecież zabawne teksty, księżniczki, wspaniałe piosenki, chęć utożsamiania się z ulubionym bohaterem itd. 
Jednak oglądając ponownie te bajki dostrzegam w nich więcej i o wiele więcej rozumiem. Dopiero teraz widzę, jaką trudną drogę musiał przebyć bohater czy też ile musiał poświęcić dla dobra innych.
Podobna sytuacja jest z książką Antoine de Saint Exupery'ego - Mały Książę. Nie opowiada ona może o tym, o czym są głównie filmy Disney'a, ale wartości niesie te same. Chociaż Aga i Duża osobiście za nią nie przepadają, sądzę, że jej przesłanie odkrywa się dopiero będąc starszym (na przykład będąc dojrzałą szesnastolatką). 
Nie byłabym sobą, gdybym nie wkleiła w tym miejscu piosenek. Powszechnie wiadomo, że to głównie muzyka tworzy klimat filmu, a klimat disney'owski jest niepowtarzalny.




Zaplątani to ulubiony film animowany Agi i jej kuzynek. Na każdej wycieczce szkolnej Aga proponuje jej oglądanie (bo jako prawdziwa fanka ma ją na telefonie, tablecie, kalkulatorze i czytniku e-booków). Poza tym zna wszystkie piosenki na pamięć. A jak się je zna, to się je śpiewa. Głośno. Bardzo głośno. I płacze kiedy Julian umiera (ups, spoiler). Jak tu jej nie kochać?
To będzie na tyle w dzisiejszym poście. Jest sukces, ponieważ pisałam poważnie przez dwa akapity! A kolejnym z sukcesów jest to, że to mój trzeci post z kolei. Progres.

PS. Post scriptum jest super. Możesz tam dopisać wszystko i czasami jest to bardziej treściwsze niż cały post.

PPS. Który film Disney'a lubicie najbardziej? A może w ogóle nie oglądacie? 

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Zella Day

Hejka!
Youtube pomaga odkrywać nowych artystów. Naprawdę. Szczególnie jeśli cały czas ogląda się teledyski i szuka nowych. Właśnie tak odkryłam Zellę Day (a właściwie Zellę Day Kerr) - amerykańską piosenkarkę i autorkę tekstów.
Żeby wpis wyglądał na dłuższy i bardziej profesjonalny napiszę tutaj czego dowiedziałam się o bohaterce dzisiejszego wpisu.
A więc zaczynamy!
Zella Day Kerr urodziła się 13 marca 1995 roku w Pinetop-Lakeside. Jest to miasto w Stanach Zjednoczonych, w stanie Arizona. Dorastała tam razem z siostrą Mią.
I to by było na tyle z prywatnego życia Zelli (tylko tyle znalazłam na Wikipedii, przysięgam). Można jeszcze dodać, że od najmłodszych lat miała styczność z muzyką. Jej rodzice prowadzili jedyną kawiarnię w mieście, gdzie grano na żywo. To rozbudziło w niej naturalne pragnienie do pisania muzyki.
Poza tym Zella jest zodiakalną rybą, a tej informacji nie mogło tutaj zabraknąć.
Zdjęcie pochodzi ze strony bohemiandiesel.com/art-music/music/zella-day

















Jedna z piosenek Zelli - Sacrifice - pojawiła się na oficjalnym soundtracku do filmu Zbuntowana.
Możecie odsłuchać ją poniżej:


Zella określana jest jako weselsza Lana Del Rey. Można się z tym zgodzić, ponieważ jej muzyka jest bardziej popowa i optymistyczna - da się w niech wychwycić elektryczne nuty. Jednak jest trochę smutku, nawet w jej najbardziej żywiołowych kawałkach.
(Źródło: http://www.theguardian.com/music/2014/aug/15/zella-day-new-band-of-the-week-18)

W jej albumie senny i nierealny nastrój przeplata się z mocniejszymi popowymi melodiami i tworzy coś, co jest całkowicie hipnotyzujące.
(Źródło: http://www.sputnikmusic.com/review/64756/Zella-Day-Zella-Day/)

Na stronach tych znajdują się same pozytywne opinie o muzyce Zelii. Młodą artystkę porównuję się do wspomnianej wcześniej Lany Del Rey, Florence Welch, Lorde, MØ i do szkockiego zespołu
Chvrches.
Możecie przekonać się czy pochwały te są zasłużone i odtworzyć albumy Zelli. Pierwszy z nich to Kicker wydany w tym roku i zawierający 12 utworów. Na oficjalnym kanale piosenkarki można odsłuchać większość z nich, ale w playlistach zawarłam tylko 9 kawałków.



Teoretycznie te piosenki też znajdują się na albumie, ale pierwotnie wydane były jako epka

Co sądzicie o Zelli? Słyszeliście o niej wcześniej?

PS. Mam nadzieję, że jest wystarczająco profesjonalnie. Starałam się nie wplatać żartów w co każdą linijkę. Czasami jest to trudne, szczególnie jeśli coś prosi się o skomentowanie!

PPS. Miłego słuchania! 

środa, 3 czerwca 2015

Koty zwiedzają Wrocław

Hejka!
Wiecie, że na tym blogu piszą trzy, a nie dwie dziewczyny? No dobra, nazwa mówi za siebie, ale nie zmienia to faktu, że jest to mój dopiero pierwszy post. Bo powitalnego chyba do postów zaliczyć nie można.
Ale mniejsza z tym, wracam w pięknym stylu, aby przedstawić sprawozdanie z dwudniowej wycieczki do Wrocławia.
Zwiedziłyśmy Ogród Japoński, Ogród Botaniczny, Ostrów Tumski, Wrocławskie Zoo oraz Afrykarium. A spałyśmy w zamku pierwszych Piastów. Po dwóch pierwszych punktach wycieczki można spodziewać się wiele kwiatków na instagramowych kontach. ;)
Byłyśmy także w McDonaldzie, ale nie zrobiłyśmy zdjęcia naszym frytkom, więc się nie liczy.
Jeśli macie jakieś pytania dotyczące Wrocławia, to śmiało pytajcie. Nigdy nie wiem co pisać o wycieczkach, bo cztery akapity Wikipedii o zabytkach mogą trochę nudzić.
Ogólnie wrażenia są bardzo pozytywne i nasze sprawozdanie możecie śledzić poniżej: