poniedziałek, 10 listopada 2014

Jak zmarnować piękną pogodę na zewnątrz?

Niedawno zaczął się wrzesień, nowy rok szkolny, a więc także nadszedł czas na kolejne sezony seriali. Ostatnio zaniedbuję swoje własne życie, aby tylko zobaczyć co stanie się w kolejnych odcinkach.
Jestem ogromną fanką serialu Reign (Znacie już jego polską nazwę? Nastoletnia Maria Stuart. Kto to w ogóle wymyślił? Moim zdaniem tytuł jest beznadziejny) chociaż mam wrażenie, że drugi sezon jest trochę naciągany, lecz to dopiero początek i mam nadzieję, że wszystko wróci do starego porządku. Urzekł mnie ogólny klimat tego serialu i to, że akcja dzieje się w mojej ukochanej epoce, czyli renesansie.
Pamiętniki Wampirów to kolejne "coś", które zmieniło moje życie, czytaj: zabrało mi większość wolnego czasu, który miałam przeznaczyć na naukę. Cóż, wyszło inaczej. Pamiętniki... to pierwszy serial, jaki w ogóle oglądałam. Z początku byłam do tego wszystkiego negatywnie nastawiona, bo sądziłam, że wszystkie seriale to strata czasu, zajęcie dla ludzi wyjętych ze społeczeństwa, lecz jak się później okazało, sama dołączyłam do ich grona.
Wracając do Pamiętników..., moją ukochaną bohaterką bohaterką była Katherine, co chyba nikogo nie dziwi, bo dodawała ten smaczek do całości. Jednak dobrze, że postanowiono ją uśmiercić, bo prędzej czy później zmaściliby jej postać. A tego chyba nikt by nie chciał. Nikt.
Byłam całkiem miło zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że powstanie spin-off z Klausem w roli głównej. On i Caroline tworzyli moją ukochaną parę. Byłam wściekła, że wszystko namieszała Hayley.
Nie zapominajmy o Elijah, który prezentował szyk i klasę w każdym odcinku The Originals.
Kolejnym serialem, który wręcz ubóstwiam jest Dawno dawno temu. Od pierwszego odcinka zakochałam się w baśniowym klimacie. Byłam pod wrażeniem, że wszystkie bajki, które znałam można połączyć w jedną, spójną całość. Po prostu.. bajka!
Niedawno za namową Zuzy (tej, która jeszcze nie ujawniła się na blogu) zaczęłam oglądać Arrow. Nie żałuję. Serial jest naprawdę okay. Bawi mnie tylko jego początek: "My name is Oliver Queen". Tak, tak.. to już wiem. Powtarzasz to na początku każdego odcinka...
Oglądałam także Gdzie pachną stokrotki. Byłam bardzo zawiedziona zakończeniem serialu, gdyż nie wyjaśniło się wiele spraw, a to dlatego, że go anulowano. A był świetny. Serio.
Może jeszcze pokrótce wymienię seriale, które oglądam/oglądałam, bo mam wrażenie, że jest to mój najdłuższy post ever. To tak, na liście znajdują się: Star Crossed, The 100, Young & Houngry...
Boże! Jak ja mogłam zapomnieć o Glee??? Ponieważ całym sercem kocham muzykę, serial od razu przypadł mi do gustu. Podobało mi się, jak pokazywano "inność" i to, że można ją zaakceptować, nieważne czym jest: orientacją seksualną, kolorem skóry, religią, czy wyglądem. Płakałam jak bóbr, gdy *uwaga spoiler* umarł Cory Monteith, który grał Finna. Po jego śmierci serial bardzo ucierpiał. Nie był już taki, jak dotychczas.

Ps. Duża kazała mi dopisać, że Glee zaczęłam oglądać po jej dwu-, albo i trzyletniej namowie. Nie moja wina, że jak już pisałam na początku, nie chciałam należeć do ludzi wyjętych ze społeczeństwa :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz